PO CO TAM JECHAĆ

Co to za targi w Mediolanie i dlaczego co roku trzeba na nie jechać? No więc tak- iSaloni Salone del Mobile to zasadniczo targi dizajnerskie, a z nazwy wręcz meblarskie, które aż do pandemii rokrocznie odbywały się w kwietniu na terenie Rho Fiera na obrzeżach Mediolanu. Z założenia to wymiana rynkowa pomiędzy producentami, a klientami, ale targi stały się czymś więcej- wyznacznikiem trendów, statusu. Architekci – a przynajmniej ja- jeździli tam po inspiracje, pierwsze ciepło po zimie, rozpoznanie marek. Twórcy witryn sklepowych również w poszukiwaniu nowych rozwiązań. Targom towarzyszyły wydarzenia w całym Mediolanie, do których oprócz firm branżowych dołączyły marki odzieżowe(słynne instalacje COSa), samochodowe i lajfstajlowe. Z czasem te wydarzenia na mieście stały się dla mnie o wiele ciekawsze niż same targi, na których ciągle miałam wrażenie , ze tracę czas w tłumie, że zagadują mnie niewłaściwe osoby, nie zdążyłam wszystkiego zobaczyć. Dodatkowo wspomniane „klasowanie” uczestników – panowie w garniturach strzegący wstępu bez umówienia, strefy „dla specjalnych klientów”, stoisko zamknięte jak pudełko, do którego jest tylko jedno oblegane wejście, kłopoty z zakupem biletu jesli jest się „wolnym strzelcem”, niezatrudnionym w branży. Nie nie nie. W 2019r. pojechałam do Mediolanu na targi, nie odwiedzając w ogóle 24 pawilonów na Rho Fiera i wróciłam absolutnie zainspirowana nowościami.

Zadaszenie głównego deptaka zawsze robi wrażenie na Rho, tu fotka poprawna RODO, na koniec dnia z informacją o wydarzeniu w przyszłym roku.

PO CO W 2022 ZATEM?

No wiadomo – wytęsknione po pandemii, poza tym 2019 był naprawdę szokujący- te zastawienia brzoskwiniowego i zieleni, granaty o bordo, aksamity, łuczki. Co teraz? Wreszcie koniec? A więc zdecydowałyśmy. Razem z przyjaciółką robiącą we wnętrzach zaszalałyśmy i kupiłyśmy bilet na iSaloni na jeden dzień! Dodam , że pobyt obejmował 4 dni…

Tak więc pierwszego dnia zaliczyłyśmy instalacje w centrum, z których godne wspomnienia były niektóre w Uniwersytecie. Większość jednak przytłoczyła mnie zwydatkowanym bez celu nakładem wysiłku, materii (czytaj potem śmieci). Miło było jednak pokręcić się wokół Duomo, na krużgankach uczelni, po uliczkach Brery, odkryciem była przepiękna dzielnica Lazaretto, gdzie znajdowała się instalacja Moooi z animacjami Ady Sokół.

Kolejnego dnia pojechałyśmy na właściwe targi i (ja- z żalem) jednogłośnie odnotowałyśmy, iż łuczki nie odchodzą. Jeśli chodzi o trend – na poziomie meta – nazwałabym go złagodzeniem zmysłów. Kolory stają się stonowane -błękity, blade róże zamiast kobaltu i terakoty, wchodzi beż, a biel w aranżacjach monochromatycznych. Materiały tylko naturalne i szlachetne (skóra, len, drewno). I muszę przyznać, że w tych beżowych wnętrzach, bez oczopląsu, otoczona naturą czułam się naprawdę dobrze, pomimo braku zaspokojenia estetycznego. Nie było łatwo, ale było warto. W poprzednich latach zdarzało mi się trafiać na ciekawe recyklingowe fora w strefie Salone Satelite (bardziej dla młodych twórców), tym razem instalacja Mario Cucinelli Design with Nature znajdowała się w jednym z głównych pawilonów i prezentowała nowe materiały wtórnego obiegu ( lastriko z przetworzonego plastiku, płyty z korków po winie, wykładziny z suszonych roślin, blaty ze szkieletów ryb).

Jednak potrzeba nasycenia zmysłu wzroku powiodła nas po targach na wystawę studentów słynnej uczelni wzornictwa z Eindhoven w dzielnicy Sempione. Przepiękne wnętrza i intrygujące obiekty. Najbardziej poruszyło mnie wideo Bernharda Lengera „This is Ecocide”, gdzie zbrodnia przeciw matce naturze jest traktowana jak zbrodnia przeciw innej istocie.

Bernhard Lenger „This is Ecocide”

Kolejny dzień to wyprawa do rozbudowanej Fondazione Prada – przepiękne przestrzenie, budynki, detale, materiały, architektura Rema Koolhaasa najwyższej klasy , która nic a nic nie zastarzała się od kiedy byłam tam po raz pierwszy w 2016 roku. Byłam ciekawa tej nowej wieży, ale bardziej wkręciła nas wystawa Elmgreen & Dragset „Useless bodies”. Koniecznie!

Jako mors „musiałam” odwiedzić Termy w Porta Romana i sprawdzić kamienną lodowatą wannę po wyjściu z sauny- tramwaju. Fantastyczna adaptacja zajezdni tramwajowej na miejsce kojące zmysły w centrum metropolii. Następnie wyciszone i piękne pobiegłyśmy na Tortonę, czyli via Tortona na Navigli, która nas niestety rozczarowała. Większość wystaw była czystą reklamą szynki, papierosów, dużych koncernów, żadnego łuczku, beżu, potwierdzenia megatrendu kojącego, ani alternatywy dla niego.

Ostatniego dnia na deser zostawiłyśmy sobie Alcovę – kilka wystaw organizowanych przez Fundację Kenta tuz koło naszego kwaterunku w Szpitalu Wojskowym. Przepiękny teren, wnętrza i obiekty. Masa inspiracji. Pomimo ogromnej liczby odwiedzających czułam się tam świetnie, miałam wrażenie , ze zmierzamy w dobrym kierunku jako ludzkość, że jesteśmy odpowiedzialni, mądrzy, tolerancyjni, utrzymujemy balans, szanuje siebie i świat, że te targi miały sens.

NO DOBRA, A CO Z LATANIEM, JAK ZMINIMALIZOWAĆ ŚLAD WĘGLOWY?

Staram się co roku brać udział w akcjach sadzenia drzew – to wcale nie jest lekka robota! Na miejscu zawsze korzystam z transportu publicznego i serwuję sobie dużo chodzenia, dlatego często latam w butach do biegania…Wierze , ze moje codzienne działania choć w maleńkim stopniu minimalizują mój lot. Korzyści w duchu zrównoważonego rozwoju są bez wątpienia większe. Rodzinne wakacje staramy się spędzać mądrze- wymieniamy się z europejskimi rodzinami domami na portalu homeexchange, kupujemy lokalnie, robimy sobie pikniki po drodze na bazie własnych produktów, nasze hybrydowe autko tez jest eko. Więc tak- będę latać, jeśli nie będę mogła dojechać, bo czasem ładowanie baterii jest najważniejsze. I tak było w tym roku w Milano!